ranek |
Uczeń Pokemon |
|
|
Dołączył: 07 Lut 2007 |
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
|
|
|
|
|
|
Stałem przed drzwiami wielkiego budynku. Był jasnofioletowo biały, miał 8 potężnych wież, których dachy były złote, a drzwi drewniane. Miał 700 metrów wysokości.
- Wygląda jak pałac, a to szkoła pokemon - myślałem.
Na plac przed szkołą weszła bardzo wysoka kobieta. Wyglądała na miłą dyrektorkę. Jednak myliłem się.
- Usuńcie się wstrętne bachory z pod bramy! - krzyknęła.
- Ja mam wejść pierwsza! - powiedziała, odpychając dzieci dużym, czerwono-czarnym parasolem.
Brama się otworzyła, a ona weszła do środka, mrucząc coś pod nosem.
Wszedłem do sali głównej. Była ogromna. Usiadłem przy stole. Nagle wyczytano z listy moje imię.
- Erik Łater - powiedział pan w okularach, trzymający długą listę uczniów.
Serce zabiło mi szybciej. Żeby ukryć swoje emocje, szybko przeszedłem przez tłum uczniów, który wlepiał we mnie oczy. Sięgnąłem ręką po pokeball, z moim pierwszym pokemonem.
* * *
Wstałem super wcześnie, aby trenować Eevee. Nagle do pokoju wszedł mój kolega - Hakis Rajtał.
- Czy nazwałeś już swojego Eevee? - spytał .
- Jeszcze nie.
- To nazwij, bo podobno jak jest dużo pokemonów w jednym miejscu i są tego samego gatunku, to ten który nie ma imienia jest pechowy. Mój Eevee nazywa się Brownin.
- A mój będzie się nazywał... nazywał... Benair!
- Urządzam prywatny trening w swoim pokoju. Przyjdziesz?
- Oczywiście.
* * *
Po treningu przyszła akurat pora na śniadanie, a potem zaczęła się pierwsza lekcja - opieka nad pokemonami. Wyciąłem Benairowi odstające kawałki sierści i uczesałem go. Wyglądał jak sam król Eevee! Inni uczniowie zgromadzili się wokół Benaira. Wszyscy podziwiali go, gdy nagle...
- Co tu się dzieje?! - spytała pani od opieki nad pokemonami - Co tu... ale piękne! Twój trener ma talent! Zostaniesz Eeveem roku!
- Wygląda jak osesek! - krzyknęła Monica, jedna z koleżanek, a jej Eevee (Laura) przytaknął łbem. Szybko zamilkła jednak, gdy Benair spojrzał na nią z wyrzutem.
* * *
Kolejna lekcja była czymś w rodzaju WF-u. Najpierw były wyścigi. Benair i Laura przeganiali się raz po raz. Gdy Benair przegonił Laurę, ona ugryzła go. Mój Eevee przewrócił się i nie mógł wstać! Mógł tylko pełzać, więc tylko Cassie była od niego wolniejsza.
- Laura oszukuje! Nie będzie brała udziału w dalszych rozgrywkach - krzyknął pan od WF-u.
Jednak Monica uprosiła nauczyciela, żeby pozwolił jej Eevee brać udział w WF-ie, ale tylko w pojedynkach.
W końcu rozpoczęto pojedynki. Najpierw Eevee Erika Browna (Mandi) pokonał Eevee Petera Creckana (Zeni), później Mandi przegrał z Laurą, a potem Laura znów odniosła zwycięstwo w walce z Cassie. Aż wreszcie nadeszła moja pora.
- Eevee Erika Łatera, czyli Benair kontra Laura! - powiedział jakiś pan przez głośnik. Benair spojrzał na mnie.
- Iiiiłłłłuuuuiiiii! Iiiiiiiiiiwwwwww! - powiedział.
- Nie bój się. Na pewno ją pokonasz!
Laura warknęła, cofnęła się, po czym skoczyła na Benaira, z głośnym krzykiem.
- Unik z miejsca! - krzyknąłem.
Benair spokojnie ułożył się na ziemi, uchylając się przed Laurą.
- Laura, okrągły atak!
Laura zaczęła krążyć wokół Benaira.
- Benair, nie zwracaj na nią uwagi! Dobrze! A teraz się zbliża, szybko kontratak!
Wokół Benaira pojawiło się niebieskie światło. Laura uderzyła Benaira, ale światło ją odepchnęło. Laura była wykończona, a Benair tylko trochę się zmęczył.
* * *
Następnego ranka mieliśmy wybrać się na wycieczkę, aby złapać dzikie pokemony za pomocą naszych Eevee i wybrać w jakie pokemony przekształcimy nasze Eevee w przeszłości. Spojrzałem na pokeball z Benairem i postanowiłem go wypuścić. Zrobiłem to, lecz czekała mnie niespodzianka - okazało się, że Benair jest cały w różowe kropki!
- Pokedex, co to za choroba? - zawołałem.
- Twój Eevee zachorował na różaną ospę. Maksimum czasu leczenia to 1 dzień.
- Co? Przecież nie mogę iść do lasu bez Benaira! Muszę skontaktować się z siostrą Joy!
Pobiegłem na dwór, kierowałem się wprost do szkoły, Benair podskakiwał mi na rękach. Wreszcie wpadłem do budynku i położyłem go na łożu.
- Znów Eevee z różaną ospą? Już dzisiaj miałam tu kilku pacjentów. - powiedziała siostra Joy.
- Co mu jest? No i ile potrwa leczenie?
- Najpierw opowiedz mi jak do tego doszło.
- Nie wiem.
- A co wczoraj robił twój Eevee?
- No, mieliśmy śniadanie, pielęgnację, WF na którym wygrałem pojedynki...
- A z kim walczyłeś?
- Z Laurą.
- Nic więc dziwnego, że twój Eevee jest chory. Wczoraj Laura tarzała się w roślinach o trujących pyłkach, bo Monica pomyliła je ze swoimi ulubionymi roślinami o leczniczych właściwościach. Gdy Benair dotknął Laurę, pyłki roślinne opanowały jego futro, a potem to się wdarło do organizmu. Jest mocno otruty. Leczenie zajmie jeden dzień.
- Tak długo? Ja przez to nie złapię następnego pokemona!
- Skoro tak ci na tym zależy, to weź tego, który mieszka w tym pokeballu. Jego trener porzucił go. Znalazłam go na ulicy całego poobijanego.
Niepewnie sięgnąłem po pokeball. Nagle wyskoczył z niego mały pokemon przypominający ptaka.
- To Pigey, pokemon-wróbel. Jest często spotykany w lasach i na polach uprawnych. Żywi się ziarnami. Jest jednym z najłatwiejszych do złapania pokemonów, ponieważ ma typ normalny.
- Pigey? Liczyłem na jakiegoś o silnym typie np. ogień, woda, psycho, smok lub duch.
- Ten jest wyjątkowo silny. - powiedziała siostra Joy, podnosząc ręce do góry.
Pigey zataczał w powietrzu kółka nad moją głową.
- Jakby cię tu nazwać... może Pintrop? Nie, lepiej będzie... Kartop! Nie, to kiepskie imię... to może... Pargont! Tak! To jest fajne imię!
Pintrop słysząc to, gwizdnął i radośnie zamachał skrzydełkami, po czym siadł mi na ramieniu.
* * *
Szedłem przez ogródek pełen uczniów. Nagle zaczepił mnie Robby Planstir - kolega Moniki i znany, wielki chuligan.
- No, proszę, proszę - kogo tu mamy? Głuperik Gupiołoter i jego Strachligey - a gdzie jest twój głupeevee? - drażnił się Robby.
Ja się wściekłem, Pargont się wściekł i gdyby był z nami Benair też pewnie by się wściekł.
- Nie zaczynaj ze mną! Moi Benair i Pargont są wspaniali!
- Twój Pargont jest beznadziejny w porównaniu z moim... pędź Peugeot!
Peugeot, pokemon-kruk, to dorosła forma Pigey’a. Pióra na jego głowie są kolorowe. Kiedyś były ozdobą kapeluszy. Jest niezwykle szybki i drażliwy na punkcie swojego terytorium.
- Co powiesz na walkę Pokemon? - spytał Robby.
- Oczywiście. Będziesz żałował, gdy tylko się skończy, że ją wypowiedziałeś Robby. - Nie ja, tylko ty Erik, a teraz pozwól że... Peugeot, wybieram ciebie!
- A ja wybieram mojego Pigeya, czyli Pargonta!
- Peugeot, atak skrzydłem!
- Pargont, unik!
Pargont w ostatniej chwili uchylił się przed skrzydłem Peugeota. Potem uniki szły mu coraz lepiej. W końcu Peugeot osłabł.
- Wygrałem! - krzyknąłem.
- Zaczekaj, jeszcze kiedyś cię pokonam!
Nagle jakiś chłopak wyciągnął szarą chusteczkę i zaczął nią machać. Pargont się zdenerwował i rzucił na chłopaka. Chłopak uchylił się, ale Pigey był tak rozpędzony, że nie zdążył się zatrzymać i wpadł na dyrektorkę. Zaplątał się w jej włosy.
- Co to? Pigey pana Erika Łatera? Naucz swego Pigeya dobrych manier lub sprawię, aby ewoluował w Pigeota, uśpię go i wyrwę mu pióra z głowy! - krzyknęła dyrektorka.
* * *
Po obiedzie pojechaliśmy wycieczkę. Wszyscy się rozdzielili. Ja poszedłem nad staw. Było tam ciemno i cicho. Nagle usłyszałem ryki. Na kamień leżący koło stawu wyskoczył pokemon który przypominał pomarańczową jaszczurkę.
- To Charmander, pokemon-jaszczur. Jest jednym z pokemonów wybieranych dla początkujących. Jego ogień jest czasem niebezpieczny. Podobno pokemon umiera, gdy płomień na jego ogonku zgaśnie. - podpowiedział mi pokedex.
Charmander zionął ogniem na Pargonta. Pargont uchylił się w ostatniej chwili.
- Powietrzny atak!
Pigey szybko zaczął machać skrzydełkami. Charmander znowu zionął ogniem. Nie było wiadomo kto wygra, gdyż powietrze blokowało ogień chroniąc Pargonta, a ogień blokował powietrze, chroniąc Charmandera. Nagle Pargont mocniej zamachał skrzydełkami, a ogień nie wytrzymał siły powietrza.
- Pokeball, idź! - krzyknąłem.
- Mój nowy pokemon... Czarek!
* * *
Wciąż byłem w lesie. Szedłem ścieżynką na plac, gdzie mieliśmy się spotkać, ponieważ wykonałem już zadanie - złapałem nowego pokemona. Nagle przede mną pojawił się ciemnozielony, szyszko-podobny pokemon.
- To Pineco (czyt. Pajnko), pokemon-szyszka. Wbrew podejrzeniom nie należy do pokemonów typu roślinnego, lecz do robaków. - podpowiedział Pokedex.
- Fantastycznie, mam szansę na 2 nowe pokemony! Wybieram cię, Pargont!
Pargont jak strzała wyleciał z pokeball.
- Pargont, przetnij dziobem nitkę, na której wisi Pineco!
Nim Pargont się obejrzał Pineco wybuchnął jasnym światłem. Pargont upadł obok mnie.
- Pargont, wracaj! Kogo teraz wybiorę? Czarek wykończony jest ostatnią walką! A może... no dobra, ryzykuję! Wybieram Czarka!
- Ciaj, ciaj! - krzyknął Czarek. Pineco już miał wybuchnąć, ale Czarek był szybszy.
- Fala ognia! Teraz!
Czarek wypuścił z ust ogromną falę ognia. Pineco był pokonany.
* * *
Następnego dnia znów był WF. Benair został wyleczony. I to on walczył pierwszy. Dopóki nie przegrał z Magmarem. Wtedy przyszedł czas na Pargonta. Rozpędzał ogień i lawę powietrznym atakiem. Dopiero Chikorita go pokonała. Wtedy do akcji wkroczył Czarek. W przedostatniej walce pokonał go jednak Croconaw. Ostatnią z walk zajął się Pineco, którego nazwałem Bintair.
* * *
Wieczorem w mieście odbyło się wielkie przyjęcie. Wcześniej wszystkie pokemony wypoczęły po męczącym dniu i teraz mogły świętować. Wszędzie było słychać i widać fajerwerki, w całym mieście wisiały ozdoby. Uczniowie mogli spacerować do wyznaczonej godziny. Następnie wszyscy zebrali się przy stole, na którym leżały różne smakołyki.
Po kolacji wszyscy znów mieli czas wolny.
W którymś momencie zauwazyłem, że nad miastem pojawił się wielki, błękitny krąg, z którego wyskoczyły nieznane stworzenia. Nie mogłem zobaczyć ich twarzy, gdyż były pod pelerynami. Inni też ich zauważyli.
- Co chcecie zrobić?! - krzyknęła uczennica z Vaporeonem.
Nieznany odpowiedział jej strzelając promieniem w krzak. Po chwili było po roślinie. Stwór już chciał strzelić w dziewczynę, gdy jej Vaporeon strzelił wodą w laser. Niestety, stwór coś tam poprzekręcał i już laser był jak nowy. Czarek spalił laser podmuchem ognia. Stwór natomiast opanował ciało Czarka i rzucił nim o drzewo. Pargont zwołał inne Pigey, po czym razem zaatakowały stwora. Jednak wystarczyło, że obcy zamachał rękami i już Pargont, i inni leżeli na ziemi. Świetlne wstrząsy Pineco nic nie dały, a stworzenie rzuciło nim o ziemię, jak innych. Wtedy Benair wstał. Popędził przed siebie, odpychając wszystkie przeszkody, które stały mu na drodze.
- Świetnie Benair! Teraz przygotuj się do ciosów głową! - starałem się mu pomóc.
Benair pochylił głowę. Tym ciosem rozwalił wszystkie stwory.
- Przepuście mnie! - krzyknął jeden ze szkolnych profesorów, podbiegając do jednego z nieprzytomnych obcych. - To... to roboty zaprogramowane przez pewnego człowieka, który chce nimi podbić świat! Podobno jak ktoś je pokona stanie się niepokonany!
Benair podniósł łepek i łapkę.
- On na czymś stoi... - zauważyłem. - To chyba bomba zegarowa!
Benair zaczął powoli obracać łepek. Powoli, powoli, gdy nagle... BUM!
- Żaden z uczniów nie został skrzywdzony. Odsunąć się. Musimy sprawdzić co z tym Eevee! - dookoła rozlegały się krzyki.
Ciałko Benaira leżało koło szczątek bomby zegarowej. Niestety...
* * *
Rano wszystkie pokemony i wszyscy ludzie zebrali się pod lasem, na pogrzeb Benaira. Gdy przykryto grób kamienną płytą, pokemony zebrały się w grupę. Nagle Laura zaczęła płakać. Zaraz po niej wszystkie moje pokemony, a potem reszta. Łzy lądowały na płyciegrobu... nagle płyta zaczęła się ruszać! Powoli, powoli Benair się wykopywał! Oto tajemnica niezwykłego ożywienia!
* * *
Odtąd już nigdy nie stałem na uboczu, a Benair miał mnóstwo fanek. Ale nie zwracał na to uwagi, bo miał już dziewczynę, a była nią Laura... |
|